środa, 18 czerwca 2014

13: Trochę za późno na przeprosiny.

Biegnę, biegnę nie mam siły. Upadam. Czy to koniec? Chce dożyć lat w których zobaczę moje wnuki. Umieram. Martwe ciało leży a dusza powoli się ulatnia. To chyba odpowiedni moment by powiedzieć światu co tak naprawdę dla mnie znaczył. Justin Bieber. Człowiek przez którego moje ciało oblegał paraliż gdy tylko się uśmiechał. Człowiek który, zawsze był nędznym chujem i nic nie watrą dziwką wpływał na mnie tak jak nikt inny. Był moim nałogiem, niestety, każdy nałóg zabija. Alkohol, narkotyki, papierosy. On był tym wszystkim dla mnie. Uzależnił mnie i nagle zabrakło go. Mam syndrom odstawienia. Heh... właściwie miałam. Trzęsły mi się ręce. Bolała mnie głowa i brzuch. Byłam wiecznie zła. On teraz pewnie gdzieś podróżuje, a ja chowam się w lesie przed ludźmi. Nie umiem nawiązać porozumienia ze światem i ludźmi. Są dla mnie jak inna rasa. Kto wie co mogli mi zrobić? Mogli zabić. Mogli zranić. I tak dostawałam od życia co dzień nowe rany. Nie mogę obwiniać siebie, a więc mogę obwiniać jego. Pieprzonego chuja. Justina Biebera. On mnie zabił. Nie pozostawię tego tak. Zabawił się mną. Tym samym zniszczył mnie od środka.To dziś umarłam... W ten dzień.... Mija rok od kiedy się rozeszliśmy tym samym mija rok od kiedy odeszła dawna Roz, a na jej miejsce wkroczyła zupełnie inna dziewczyna. Która być może dobiła się jeszcze bardziej. 



Otwierałam powoli oczy które okazywały przede mną nieograniczoną biel. Było biało tak jak w szpitalu. Chwila, ja jestem w szpitalu. To wszystko to był sen i nadal żyje. Niestety. Myślałam że Bóg oszczędzi mi już cierpienia. Nagle drzwi się otwierają. Człowiek w białym kitlu podchodzi do mnie i świeci mi oczy latarką. Chce coś powiedzieć, ale nie umiem. Nie mogę. 


-Paraliż stopień trzy.-Powiedział człowiek w kitlu.-Nic nie mówi ale żyje, potrzebuje czasu jak nie odezwie się w ciągu 24 godzin nie odezwie się już nigdy.-Spojrzał na roztrzęsioną kobietę która zapewne była moją matką. Nie pamiętam nic oprócz winowajcy tego wszystkiego co ze mną związane. Justina Biebera. 
-Doktorze ale dokładniej, co jej jest?-Zapytała kobieta którą powinnam nazwać mamą-Upadła na głowę i możliwe że doznała wstrząsu. Jak mówiłem ma paraliż który zagraża jej życiu. Jeśli dziś się nie odezwie, jak mówiłem nie nastąpi to nigdy, nic zapewne nie pamięta, chyba że jest jakieś zdarzenie mocno emocjonalne które wydarzyło się w jej życiu.-Gerry, bo tak miał na imię pan w białym kitlu spojrzał na moją rodzicielkę. Moje oczy skierowane były przede mnie. Nic ciekawego w tej ścianie ale to ona mnie uszczęśliwiała.





Siedziałam tak póki ktoś nie wszedł do mnie do sali. Tym kimś była młoda dziewczyna o brązowych włosach i stylowym ubraniu. Kojarzyłam ją. Mój wzrok na chwile na niej spoczął, ale chwile później powędrował w to samo miejsce co przedtem. Dziewczyna zaczęła swój monolog.
-Może mnie nie pamiętasz, może mnie nie słyszysz, ale to ja Des, Destiny. Twoja najlepsza przyjaciółka. Boli mnie twoja krzywda. Cierpię razem z tobą. Nie mogę patrzeć jak się męczysz. Justin, on taki jest i powinnaś o tym wiedzieć. Skoro wiesz jak to cierpi to muszę ci coś powiedzieć. Zerwałam z Ryanem dla ciebie. Będziemy cierpiały we dwie. Będzie tak jak dawniej. Tylko proszę powiedz coś. Obojętnie co., ale proszę nie zostawiaj mnie samą. Bez ciebie nie dam rady.-Szlochała dziewczyna w moje kolana. Chciałam jej coś odpowiedzieć tak bardzo chciałam. Nie mogłam. Byłam swoją niewolnicą. Bolała mnie myśl że to wszystko przeze mnie. Jej płacz jest wywołany tym że moje głupie organy nie chcą nic powiedzieć. 



Godzina 23 nic ciekawego nie robię. Siedzę i gapię się w tą samą ścianę już od parunastu godzin. Z mojej perspektywy była ona bardzo interesująca, ale normalny człowiek powiedziałby że jest ona zwyczajną, najzwyklejszą ścianą. Nagle usłyszałam ciche otwieranie drzwi. Do pokoju wszedł chłopak o silnej sylwetce i kapturem na głowie. Usiadł na krześle obok mojego niewygodnego łóżka i spojrzał w moje oczy. Był to sprawca całego cyrku który teraz odbywał się wokół mnie. Człowiek który zabił mnie od środka. Justin Drew Bieber we własnej osobie. 
-Roz, Roz ja nie wiem od czego zacząć.-Jego monolog był kolejnym z tych które pragnęłam uniknąć. 
-Potrzebuję cię. Jesteś nadzieją na lepsza jutro. Ja nadal cię kocham. Zmieniłaś mnie na lepsze. Ja wiem że to spieprzyłem i nie liczę na drugą szanse. Ale zostań potrzebuję cię 
Z moich oczu zaczęły wypływać łzy. On tak strasznie mnie zranił, a teraz mysli że mu wybaczę.
-Przepraszam cię Roz-Powiedział przez łzy. Nie winie go. To nie jego wina. Jezu co ja mówię? On mnie zranił. Nie zasługuję na drugą szanse.Moje siły powróciły z myślą że on teraz cierpi. Jest godzina 23:50 może jeszcze nic straconego. Musze spróbować powiedzieć chodź zwykłe głupie "nie". Straciłam na ważności i jestem wykorzystaną zabawką.
-Trochę za późno na przeprosiny.- Odpowiedziałam mu dziwiąc się że jeszcze miałam na to siłę. Powiedziałam słowa które dla mnie były czymś więcej niż tylko układanym zdaniem w mojej głowie. One dały mi do myślenia. On na mnie nie zasługiwał nie mam zamiaru mu wybaczyć



Jestem kobietą, a nie zabawką.......





_____________________________________________________________________________
No i mamy następny. 
Nie będę wam marnować czasu słowami typu mam nadzieje że wam się podobał
bo to musicie ocenić sami.
Przepraszam za błędy. 
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA CHODŹ BY ZWYKŁA KROPKĄ.


Do zobaaa..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz